Dziedziny :
· [1]
· [1]
· [1]
· [2]
· [7]
· [6]
· [1]
· [1]
· [4]
· [6]
· [6]
· [2]
· [3]
· [1]
· [1]
· [2]
· [15]
· [3]
· [3]
· [1]
· [3]
· [10]
Czasy wielkiej imitacji Dziedzina: Publicystyka, literatura faktu i reportaż Antykwariat (stan: 0 sztuk)Autor: Ryszard Legutko Inne pozycje autora (1) | O autorze Miejsce i rok wydania: Kraków 1998 Wydawca: Arcana Liczba stron: 171 Wymiary: 14x20 cm ISBN: 83-86225-96-3 Okładka: Miękka Ilustracje: Nie Cena: 19,00 zł (bez rabatów)
[ Pozycja niedostępna ] Opis Główny temat zawiera się w tytule. Czasy wielkiej imitacji to nasze czasy. Naśladownictwo stanowi uderzającą cechę dzisiejszej polskiej obyczajowości, co przyzna pewnie każdy nie uprzedzony obserwator. Różnice zdań mogą pojawić się w momencie, gdy będziemy zastanawiać się nad przyczynami oraz skutkami tego zjawiska. Mnie interesuje ono w mniejszym stopniu jako przejaw zmian polskiej tożsamości, a bardziej jako jej konsekwencja. Imitatorstwo można wszak interpretować albo jako stały obyczaj jakiejś społeczności, albo jako przejaw braku mocnego obyczaju. Mówiąc inaczej, można uważać, iż Polacy zawsze kochali imitowanie obcych wzorów, że taka właśnie jest nasza tradycja i że dzisiejsze czasy są tego kolejną ilustracją; możliwe jest jednak również mniemanie, że z powodu okoliczności historycznych staliśmy się społeczeństwem amorficznym, niezdolnym do kierowania się własnym doświadczeniem i własnym poczuciem ciągłości, i że owa amorficzność skazuje nas na korzystanie przede wszystkim z tego, co wymyślili inni. Niezależnie od tego, która z tych możliwości jest prawdziwa, trudno nie dostrzec bezradności, jaka cechuje współczesnego Polaka w zderzeniu z nowymi czasami. Dzieją się w świecie ciekawe rzeczy, toczą się wielkie spory, rozgrywają głębokie konflikty, a on nawet nie próbuje odegrać w nich znaczącej roli, lecz spontanicznie i entuzjastycznie oddaje się roli klakiera i kibica.
Jak napisałem, mniej interesuje mnie problem polskiej tożsamości - fenomenu dość tajemniczego i trudnego do jednoznacznego zinterpretowania - a bardziej zastanawia marnowanie szans, jakie pociąga za sobą postawa imitatorska. Kiedy w latach osiemdziesiątych rozważano - a czyniono to, trzeba przyznać, dość rzadko - jak będzie wyglądała Polska bez komunizmu, to przyszła wizja rysowała się mgliście. Jedna rzecz wszakże zdawała się pewna. Wierzono, iż w sytuacji wolności musi nastąpić eksplozja inicjatywy i kreatywności. Wierzono, że główną przyczyną blokującą życie społeczne jest komunizm, a po jego usunięciu przyjść musi epoka twórczej aktywności, tym intensywniejszej, że tak długo powstrzymywanej przez system.
Wiara taka okazała się jednak bezpodstawna. Najbardziej rozkwitła działalność gospodarcza i tutaj odniesiono największe sukcesy; znacznie mniejsze ożywienie zapanowało w sferze polityczne-obywatelskiej. Największy marazm dał się jednak zaobserwować w dziedzinie kultury, która w ogromnej większości poddała się syndromowi naśladownictwa. Mam na myśli kulturę w sensie szerokim i wąskim: zarówno obyczaje, rozrywkę i wszelką kulturalną produkcję masową, jak i poważne idee oraz bardziej subtelne dzieła wyobraźni. Imitatorstwo ogarnęło w niemal jednakowym stopniu masy i elitę, choć w każdym przypadku wyraża się ono inaczej. Ci, którzy mu się nie poddają - a tacy też się pojawili i, co napawa pewnym optymizmem, liczba ich wydaje się rosnąć - bywają zagłuszani przez liczny i hałaśliwy nurt naśladowców. W ten sposób nowa i fascynująca epoka w dziejach Polski zostaje przeniknięta duchem wtórności.
Co naśladujemy? Na to pytanie odpowiedź nie jest łatwa. Częściowo imitujemy rzeczywistość, a więc chcemy upodobnić się do Zachodu (co w wielu przypadkach może być nawet korzystne); częściowo chcemy pójść drogą, którą - głęboko wierzymy - idzie i musi iść cywilizacja współczesna; częściowo jednak chcemy się upodobnić do pewnych obrazów czy wzorców, które nam się wydają reprezentować współczesny świat. Te wzorce są jednak dobrane arbitralnie, często o podejrzanym pochodzeniu i wątpliwej funkcji, wyniesione przez przypadek na współczesne targowisko kultury.
Jest wielkim paradoksem naszych czasów, iż w cywilizacji tak wysoko stawiającej jednostkę, wolność decyzji i niezależność myślenia istnieje tak głęboki strach przez znalezieniem się na marginesie. Ten strach, by nie wydać się anachronicznym, nieżyciowym i zmarginalizowanym, powoduje, że nie stać nas na pełnoprawne uczestnictwo w dzisiejszym świecie. W polskim przypadku dochodzi do tego jeszcze poczucie niepewności i brak wiary we własne możliwości. Jesteśmy przekonani, że i tak cały proces przemian współczesnej kultury odbywa się niezależnie od nas, animowany jakąś wewnętrzną koniecznością lub kontrolowany przez wielkich graczy dzisiejszego świata; stąd jedyne, co możemy zrobić, to dołączyć do nich i wtopić się w tło.
Marazm wynikający z syndromu naśladownictwa jest dla mnie źródłem największego rozczarowania w nowej Polsce, bardziej bolesnego niż to, jakie zrodził fakt powrotu postkomunistów do władzy czy utrzymanie przez nich szerokich wpływów. Te ostatnie fakty, aczkolwiek przygnębiające, tłumaczą się zmienną polityczną koniunkturą, którą przy pewnej mobilizacji woli będzie się dało odwrócić. Skłonności do naśladownictwa oraz impotencji, jaką ona rodzi, odwrócić się łatwo nie da, gdyż jej przyczyny muszą tkwić głęboko w tym, co nasi poprzednicy nazywali polską duszą. Wychodzenie ze stanu gnuśności potrwa z pewnością długo i będzie się dokonywało bez gwarancji sukcesu. Potrzebna jest w każdym razie zmiana nastawienia oraz obudzenie wiary w to, że polskie doświadczenie zawiera jakąś mądrość, z którą warto z innymi się podzielić. Parafrazując znaną wypowiedź, można powiedzieć, iż Polacy, zamiast koncentrować się na tym, co świat współczesny może zrobić dla nich, winni zacząć myśleć o tym, co oni sami mogą dla tego świata uczynić.
Z PrzedmowyPodziel się swoją opinią o tej książce..